Jakoś nie pisałam, bo się zapomniałam :) Pochłonięta nocnymi konwersacjami bez sensu zupełnie wybiłam się z wątków życia i postanowiłam podarować sobie wpisy wcześniej utworzone - a zresztą ich brak raczej :P
Wczoraj obejrzałam z rodzicami program, który na pewno gdybym oglądała sama wywołałby we mnie deszcz łez! Ale samej nawet nie przyszło by mi do głowy taki program oglądać - zacznijmy od tego... Otóż było to o wypadkach samochodowych, ludziach pokrzywdzonych, poszkodowanych i zranionych przez los, a w tle w dodatku "diabelsko-anielska" muzyka - jak to moja Matka określiła... W pewnym momencie aż zaczęłam mieć wyrzuty sumienia o to, że ŻYJĘ... A tym bardziej o to, że nawet czasem narzekam... Postanowiłam więc się dłużej nie gnębić jakimikolwiek złymi myślami, lecz nastawiać się optymistycznie i z dobrą autosugestią w głowie podchodzić do życia! Jednak trochę przeszedł mi mimo wszystko zapał na kurs prawa jazdy... Mam nadzieję, że przejdzie po jakimś czasie, a jak nie to najwyżej pozostanie mi rower na jakiekolwiek wypady za miasto - w przyszłości! :)
Zeszłodzienna rozmowa rodziców, która doprowadziła mnie do niezwykłej dwuznaczności skojarzeń oraz śmiechu niemal do łez - bo rzadko mnie się zdarza do łez aż śmiać, choć śmiać się często śmieje :) Otóż - rozmowa całkiem jakaś niby normalna, wspomnienia, domki wczasowe, Matka mówi: "...no i tam były łóżka na parę", ojciec w śmiech, jak zwykle gdy czuje, że za chwilę mama zrobi z siebie idiotkę, albo już to zrobiła opisując ŁÓŻKA NA PARĘ ;) Matka gada: "tak, stary durniu! może jeszcze łóżka na pedały?". Śmiechu ojca nie było końca, a ten jego "złowieszczy" śmiech hieny nie mógł spowodować innej reakcji jak po prostu - "ZGON" :D Ale wczoraj też nadszedł czas na sen, a sny przez to były nienormalnie :D
Dzisiaj za to, w przeciwnym przypadku niż wczoraj - wstałam o porze dosyć korzystniej, to jest przed 9,a nie - po 11... Aż wstyd! Koleżanka przyjaciółka opuściała moje rodzinne miasto i pozostałam sama. Na obiad znowu były frytki - tak to jest jak pozostały tylko ziemniaki frytkowe i olej :P No i wreszcie uszyłyśmy z Matką włochaty piórnik! Wyszedł niekontrolowanie wielki... A wręcz za wielki... Mam nadzieję, że nie wzbudzi to większych kontrowersji i bulwersacji wśród grona społeczności szkolnej niż mój ubiegłoroczny brak piórnika... A chyba jednak myślę, że wzbudzi... Trochę to takie wielkie jest - ale jest! Najwyżej będę nosiła rzeczywiście wszystkie swoje długopisy, kredki, mazaki itp itd... Robota przy piórniku była lekko drastycznie skomentowa - mama, która miała być krawcową nie umie nic zszyć, a córka, która się wybiera na dekorację wnętrz nie potrafi wyciąć formy oraz nie widzi przestrzennie :P To tak od tych wakacji...
Dzisiaj pamiętały o mnie aż 3 osoby - kuzynka, o której ja pamiętałam wczoraj, brat na wyjeździe ( łał... napisał, że postara się wrócić w sobotę...) oraz koleżanka z klasy, z którą to napotkało mnie wiele ciekawych i intersujących przygód oraz jedna, która TROSZKIE zepsuła kontakt... Bardzo troszkę... Ale wszystko idzie w dobrą stronę. Jestem namawiana na przyjazd do kuzynki w piątek - będzie to trochę trudne, bo moje ostatnie 50 GROSZY dołożyłam do składki na TOTO LOTKA i gąbkę do naczyń, a zresztą nawet by to nie starczyło na bilet, więc pozostaje mi przemierzyć te 15 km na rowerze - jest to wykonalne gdyż w desperacji robiłam tak po wielokroć! Dostałam też propozycję, ażeby wybrać się do klubu na dykotekę... Jak ja dawno nigdzie nie łaziłam, se właśnie sprawę zdałam... No, ale tą IMPREZĘ (ale kurde wypas słowo...), to tak pod pretekstem uczczenia wakacji - czczić koniec wakacji?... Łee... Ale dobra, to może i dobry pomysł - jednak... już kiedyś pytałam i - mogłam iść, ale szukano najmniejszego powodu, żeby mnie nie puścić i znaleziono - mdłości i osłabienia... A z drugiej strony, to mogę iść "bez problemu", no bo jak! Nawet nie wiem jak zagadać rodzicom, powiem, że co - że na całą noc? W ogóle gdzie? Toż to jak się od brata dowiedzą CO TO TO JEST, to dopiero będzie i nawet bym się nie zdziwiła, jakby tam sie osobiście mój brat radiowozem pojawił zabierając mnie zakutą w kajdanki :P To już tylko taka wizja, bo kiedyś wypowiedział swoje zdanie na temat tego KLUBU i stwierdził stanowczo, że wolałby sie nie dowiedzieć, że chodzę tam ja czy moja kuzynka. No to może zrobi się tak - w piątek do kuzynki i coś się wymyśli, wtedy też po powrocie, dzień przed faktem zapytam rodziców (bo teraz sama nie wiem czy chcę iść). Nie, to nie będzie za późno, bo i tak znająć moich rodziców - albo zgodzą się bezproblemowo, albo powiedzą, że nie, bo się będą "bali" - no... jak się "bali" jak spałam parę ulic dalej... Wszyscy znajomi stwierdziliby równo, że jestem dziwna, bo nie wiem czy chcę iść na imprezę... Jak to już stwierdzono, gdy miałam okazję mieć chłopaka, a ją "zmarnowałam"... No tak... Bardzo dziwna... to być dziwna kobita... Nie wiem co mam robić i co na to poradzę, potrzebowałabym chyba kogoś, kto by mną "pokierował"...
Dzisiaj Matka mi nagadała, że mam się nie wygłupiać i "porządnie" ubrać na początek roku - a co to ? Święto jakieś czy co? Prędzej żałoba - dlatego na czarno :P Otóż chodzi o moją piękną spódnicę o oryginalnym "deseniu" w pieski, kotki i krzesełka :D Mi się tam podoba, a Matka sama mi ją uszyła - to się zaczęła tłumaczyć, że nie sądziła, że będę w niej chodzić... No - ha-ha-ha... I to pewnie specjalnie teraz krzywo mi pozszywała ją na szwach :P ... Ale dupa tam! Właśnie, że SE pojadę w tym oryginale, a jak!
Zaczęłam przeglądać stare numery "WRÓŻKI" i tak czytając te niektóre artykuły zastanawiam się coraz intensywniej, żeby sobie przypadkiem może pójść do jakiejś "wróżbitki"... Podobno moja kuzynka z kart wróży, ale z nią to kiepski ostatnio kontakt - zresztą teraz mało kto do nas ogólnie przyjażdża... Babcia wróżyła, wiem, ale ona nie wróży młodym... Przynajmniej kiedyś tak twierdziła... Zresztą teraz też mały kontakt będzie przez ten rok - "zaostrzy" się jak przyjedzie do niej Magdalena, obywatelka koleżanka. Kuzynka Małgorzata też mi wspominała o wróżce w jej mieście, ale sama mówi, że poszłaby sobie i nie poszła zarazem, bo boi się, że jej coś strasznego wywróży... No to by nie było miłe... Szkoda, że nie potrafię sobie tak profesjonalnie powróżyć - mi to tylko tak prowizorycznie się udaje... Ale nawet kilka rzeczy się sprawdziło, po dogłębnej analizie, chociaż nie te rzeczy, które chciałabym widzieć...
Mój telefon leży już "martwy" z zablokowaną kartą od ponad miesiąca... Spłukany do 0.21 PLN od dwóch miesięcy... A na kartę nie ma nic - bo jak zwykle długi nie oddane mojej skromnej osobie... Dlaczego ja czynię taką filantropię :P ... Chociaż z drugiej strony - to po co MI (akurat tak, dokładnie MI) karta i naładowany telefon... No jasne, po co mi nowy model, a nie ta cholerna NOKIA 3310, której nienawidzę od początku jej istnienia, a jestem już skazana na drugą w swoim zyciu, ale cóż - niektórzy w ogóle nie mają "komórek" (:P), więc cieszę się póki co nawet z tego...