Komentarze: 0
blog - zdeizintegrowany!!!!! :D przeniesienie dostał. przepraszamy za usterki
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 |
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
blog - zdeizintegrowany!!!!! :D przeniesienie dostał. przepraszamy za usterki
Nie było mnie długo, ale widzę, że nie zakończyło się to tragicznie dla świata. To nie to, żebym nie miała czasu na Internet -BROŃ BOŻE!- ja mam go za wiele! :P Jakoś może nie było co pisać, chociaż w rzeczywistości wcale nie, bo było dużo - bez sensu, wiem.
Nie wiem co ująć - najważniejsze wątki takie jak to, że dzisiaj Matka moja, Teresa, kupiła mi żarówkę , czy też może to, żem chorą jest i wrócim se nazad do szkoły dopiero w środę :D Wartym wspomnienia okazuje się także rychło nadchodzący strajk PKP! Który to mógłby doprowadzić do kilkudniowej nieobecności /trzody dojeżdżającej/ w szkole - uuuuuuu... straszne :P Ale! Za to ja będę na ten czas bodajże u babki mieszkała -...
* W poniedziałek półmetek - co następuje? --> nie idę :) Nie ja jedyna. Jakoś nie wydaję mi się, żeby było czego żałować. A może po prostu jestem głupia??
* W szkole jak to w szkole - myślałam, że się nie uczę i mam beznadziejne oceny a tu tymczasem - się nie uczę i nie jest tak źle.
* Przemeblowanie w pokoju doprowadziło do wielu zmian w moim życiu osobistym i psychice :P np. teraz bardziej potrzebna jest mi żarówka :P Sprzątanie zajęło mi 5 dni - jak tak można...
* Miniony łikend - był zajebisty :) Aż się boję, że mógłby wymazać mi się z pamięci kiedykolwiek. Zaczęło się od kina z kolegami i związanego z tym sytuacjami, poprzez Święto Zmarłych i spacery cmentarne z "kobietą mojego dzieciństwa" :P po wieczne nieopanowane śmiechy i gadki bez sensu, a na końcu punkt kulminacyjny - czyli choroba i wolny tydzień! :))))))
* Chwilowe chwile szczęścia uzyskuję aktualnie patrząc na swoje odbicie w lustrze i dostrzegając koloru ciemny brąz burzę włosów! Są wspaniałe!! :P Ja chcę ciemne włosy! :D
Dlaczego nastąpiła reanimacja i reaktywacja tego bloga - pod wpływem emocji i impulsu :P:P
Piszę, bo właśnie do mnie dotarło, że minęły już prawie całe TE dwa miesiące... Miałam dwa cholerne długie 31-dniowe miesiące i nic nie zrobiłam, zmarnowałam cały ten czas, wszystko co sobie zaplanowałam - nic nie wypaliło, wszystko co postanowiłam legło w gruzach, a właściwie już u podstaw było skazane na niepowodzenie...
"HASTA LA VICTORIA SIEMPRE!" - taa, jak cholera...
Znowu się zawiodłam na sobie... Ale może to i ma swoje dobre strony, może się wreszcie zmobilizuję do działania, zacznę coś zmieniać...
Jak na ten moment to nie widzę siebie w sobotę ani w domu ani poza domem... Nie widzę siebie w ogóle już w żadnej sytuacji... Za to widzę siebie znowu spowrotem w szkole... Zaspaną, zmęczoną, niewyuczoną i z "przetrąconą" psychiką... Dlaczego nic nie zmieniłam... Miałam tyle czasu... Dlaczego zawsze przejżę na oczy po FAKCIE, a nie w TRAKCIE... Jestem lekko na siebie zdenerwowana, ale moje kilkudniowe już optymistyczne nastawienie nie pozwala mi się ZAŁAMAĆ, tylko wziąć się wreszcie do działania!
W dodatku też znowu powrócił dylemat sprzed wakacji... Jak dla mnie bardzo duży i znaczący... Nie mam na to sił psychicznych, brakuje mi chyba jakiejś klepki od stanowczości i zdecydowania... Znowu "złamię" sobie rok szkolny - od tej bardziej koleżeńskiej strony raczej...
Lepiej pójdę zrobić coś pożyteczniejszego...
Jakoś nie pisałam, bo się zapomniałam :) Pochłonięta nocnymi konwersacjami bez sensu zupełnie wybiłam się z wątków życia i postanowiłam podarować sobie wpisy wcześniej utworzone - a zresztą ich brak raczej :P
Wczoraj obejrzałam z rodzicami program, który na pewno gdybym oglądała sama wywołałby we mnie deszcz łez! Ale samej nawet nie przyszło by mi do głowy taki program oglądać - zacznijmy od tego... Otóż było to o wypadkach samochodowych, ludziach pokrzywdzonych, poszkodowanych i zranionych przez los, a w tle w dodatku "diabelsko-anielska" muzyka - jak to moja Matka określiła... W pewnym momencie aż zaczęłam mieć wyrzuty sumienia o to, że ŻYJĘ... A tym bardziej o to, że nawet czasem narzekam... Postanowiłam więc się dłużej nie gnębić jakimikolwiek złymi myślami, lecz nastawiać się optymistycznie i z dobrą autosugestią w głowie podchodzić do życia! Jednak trochę przeszedł mi mimo wszystko zapał na kurs prawa jazdy... Mam nadzieję, że przejdzie po jakimś czasie, a jak nie to najwyżej pozostanie mi rower na jakiekolwiek wypady za miasto - w przyszłości! :)
Zeszłodzienna rozmowa rodziców, która doprowadziła mnie do niezwykłej dwuznaczności skojarzeń oraz śmiechu niemal do łez - bo rzadko mnie się zdarza do łez aż śmiać, choć śmiać się często śmieje :) Otóż - rozmowa całkiem jakaś niby normalna, wspomnienia, domki wczasowe, Matka mówi: "...no i tam były łóżka na parę", ojciec w śmiech, jak zwykle gdy czuje, że za chwilę mama zrobi z siebie idiotkę, albo już to zrobiła opisując ŁÓŻKA NA PARĘ ;) Matka gada: "tak, stary durniu! może jeszcze łóżka na pedały?". Śmiechu ojca nie było końca, a ten jego "złowieszczy" śmiech hieny nie mógł spowodować innej reakcji jak po prostu - "ZGON" :D Ale wczoraj też nadszedł czas na sen, a sny przez to były nienormalnie :D
Dzisiaj za to, w przeciwnym przypadku niż wczoraj - wstałam o porze dosyć korzystniej, to jest przed 9,a nie - po 11... Aż wstyd! Koleżanka przyjaciółka opuściała moje rodzinne miasto i pozostałam sama. Na obiad znowu były frytki - tak to jest jak pozostały tylko ziemniaki frytkowe i olej :P No i wreszcie uszyłyśmy z Matką włochaty piórnik! Wyszedł niekontrolowanie wielki... A wręcz za wielki... Mam nadzieję, że nie wzbudzi to większych kontrowersji i bulwersacji wśród grona społeczności szkolnej niż mój ubiegłoroczny brak piórnika... A chyba jednak myślę, że wzbudzi... Trochę to takie wielkie jest - ale jest! Najwyżej będę nosiła rzeczywiście wszystkie swoje długopisy, kredki, mazaki itp itd... Robota przy piórniku była lekko drastycznie skomentowa - mama, która miała być krawcową nie umie nic zszyć, a córka, która się wybiera na dekorację wnętrz nie potrafi wyciąć formy oraz nie widzi przestrzennie :P To tak od tych wakacji...
Dzisiaj pamiętały o mnie aż 3 osoby - kuzynka, o której ja pamiętałam wczoraj, brat na wyjeździe ( łał... napisał, że postara się wrócić w sobotę...) oraz koleżanka z klasy, z którą to napotkało mnie wiele ciekawych i intersujących przygód oraz jedna, która TROSZKIE zepsuła kontakt... Bardzo troszkę... Ale wszystko idzie w dobrą stronę. Jestem namawiana na przyjazd do kuzynki w piątek - będzie to trochę trudne, bo moje ostatnie 50 GROSZY dołożyłam do składki na TOTO LOTKA i gąbkę do naczyń, a zresztą nawet by to nie starczyło na bilet, więc pozostaje mi przemierzyć te 15 km na rowerze - jest to wykonalne gdyż w desperacji robiłam tak po wielokroć! Dostałam też propozycję, ażeby wybrać się do klubu na dykotekę... Jak ja dawno nigdzie nie łaziłam, se właśnie sprawę zdałam... No, ale tą IMPREZĘ (ale kurde wypas słowo...), to tak pod pretekstem uczczenia wakacji - czczić koniec wakacji?... Łee... Ale dobra, to może i dobry pomysł - jednak... już kiedyś pytałam i - mogłam iść, ale szukano najmniejszego powodu, żeby mnie nie puścić i znaleziono - mdłości i osłabienia... A z drugiej strony, to mogę iść "bez problemu", no bo jak! Nawet nie wiem jak zagadać rodzicom, powiem, że co - że na całą noc? W ogóle gdzie? Toż to jak się od brata dowiedzą CO TO TO JEST, to dopiero będzie i nawet bym się nie zdziwiła, jakby tam sie osobiście mój brat radiowozem pojawił zabierając mnie zakutą w kajdanki :P To już tylko taka wizja, bo kiedyś wypowiedział swoje zdanie na temat tego KLUBU i stwierdził stanowczo, że wolałby sie nie dowiedzieć, że chodzę tam ja czy moja kuzynka. No to może zrobi się tak - w piątek do kuzynki i coś się wymyśli, wtedy też po powrocie, dzień przed faktem zapytam rodziców (bo teraz sama nie wiem czy chcę iść). Nie, to nie będzie za późno, bo i tak znająć moich rodziców - albo zgodzą się bezproblemowo, albo powiedzą, że nie, bo się będą "bali" - no... jak się "bali" jak spałam parę ulic dalej... Wszyscy znajomi stwierdziliby równo, że jestem dziwna, bo nie wiem czy chcę iść na imprezę... Jak to już stwierdzono, gdy miałam okazję mieć chłopaka, a ją "zmarnowałam"... No tak... Bardzo dziwna... to być dziwna kobita... Nie wiem co mam robić i co na to poradzę, potrzebowałabym chyba kogoś, kto by mną "pokierował"...
Dzisiaj Matka mi nagadała, że mam się nie wygłupiać i "porządnie" ubrać na początek roku - a co to ? Święto jakieś czy co? Prędzej żałoba - dlatego na czarno :P Otóż chodzi o moją piękną spódnicę o oryginalnym "deseniu" w pieski, kotki i krzesełka :D Mi się tam podoba, a Matka sama mi ją uszyła - to się zaczęła tłumaczyć, że nie sądziła, że będę w niej chodzić... No - ha-ha-ha... I to pewnie specjalnie teraz krzywo mi pozszywała ją na szwach :P ... Ale dupa tam! Właśnie, że SE pojadę w tym oryginale, a jak!
Zaczęłam przeglądać stare numery "WRÓŻKI" i tak czytając te niektóre artykuły zastanawiam się coraz intensywniej, żeby sobie przypadkiem może pójść do jakiejś "wróżbitki"... Podobno moja kuzynka z kart wróży, ale z nią to kiepski ostatnio kontakt - zresztą teraz mało kto do nas ogólnie przyjażdża... Babcia wróżyła, wiem, ale ona nie wróży młodym... Przynajmniej kiedyś tak twierdziła... Zresztą teraz też mały kontakt będzie przez ten rok - "zaostrzy" się jak przyjedzie do niej Magdalena, obywatelka koleżanka. Kuzynka Małgorzata też mi wspominała o wróżce w jej mieście, ale sama mówi, że poszłaby sobie i nie poszła zarazem, bo boi się, że jej coś strasznego wywróży... No to by nie było miłe... Szkoda, że nie potrafię sobie tak profesjonalnie powróżyć - mi to tylko tak prowizorycznie się udaje... Ale nawet kilka rzeczy się sprawdziło, po dogłębnej analizie, chociaż nie te rzeczy, które chciałabym widzieć...
Mój telefon leży już "martwy" z zablokowaną kartą od ponad miesiąca... Spłukany do 0.21 PLN od dwóch miesięcy... A na kartę nie ma nic - bo jak zwykle długi nie oddane mojej skromnej osobie... Dlaczego ja czynię taką filantropię :P ... Chociaż z drugiej strony - to po co MI (akurat tak, dokładnie MI) karta i naładowany telefon... No jasne, po co mi nowy model, a nie ta cholerna NOKIA 3310, której nienawidzę od początku jej istnienia, a jestem już skazana na drugą w swoim zyciu, ale cóż - niektórzy w ogóle nie mają "komórek" (:P), więc cieszę się póki co nawet z tego...
Dzisiejszy poczatek dnia zaczął się wcześnie - wyjątkowo, bo nie jako jedyna wstałam później niż po 9-tej... Będąc na MIEŚCIE dostrzegłam, że do pewnej gazety dołączony jest film - KILER, którego to akurat właśnie pierwszą część tak bardzo chcieli SE obejrzeć moi rodzice i pewnie tym bardziej posiadać ją osobiście! Pobieżyłam pośpiesznie (z Pośpiechem...) do domu aby podzielić się z nimi tą szczęśliwą wiadomością. Po przeanalizowaniu funduszy ogólnych okazało się, że zostało tylko 20 zł "do pierwszego" - ale ojciec stwierdził, że - KULTURA WAŻNIEJSZA i zakupiliśmy gazetę z filmem! A teraz nie będzie co do garnka włożyć! :P
Po południu spotkanie z PRZYJACIÓŁKĄ, ale już wcześniej inernetowe konwersacje z - Koszykiem oraz z... "mym aktualnym zauroczeniem"... Później akcja pocieszanie - nie wiedziałam, że tak dobrze mi to wychodzi. No, widać wystarczy zacząć gadać zapijaczonym głosem, kupić jaja oraz w drodze z Dyskontu BIEDRONKA spotkać paru "starych" znajomych m.in. stwarzających śmieszne połączenia sparowane, a wręcz KOPARY :P Było ZABAWNIE (to mało powiedziane! - ledwo doszłyśmy do domu, a ludzie gapili się jak na nienormalnie jakieś, ale to dobrze...), ale za to bardzo NIETOLERANCYJNIE :P W domu Małgorzaty nastąpiła konsupcja naleśników i "rodzinne" oglądanie serialu "Na wspólnej" - ja tam tylko do towarzystwa - i wcale się nie tłumaczę... Uciekłam do domu przed 21, a na internecie "spotkałam" ponownież swego "nawróconego" KOLEGĘ i oczywiście zaczęło się GŁUPIE GADANIE - codzienność, no ba! Być może nawet mi tego brakowało...? Ha, a było coś, że przywiózł z obozu kilka fajnych kawałów, ale później mi opowie, bo do tego są potrzebne efekty dźwiękowe - ja na to, stwierdzając zaistniałe odpowiednie fakty, że "przecież w szkole nie rozmawiamy" - bo jakoś tak zawsze w SAMOTNOŚCI wspólnej albo na gg. W odpowiedzi uzyskałam - kiedyś trza zacząć. No tak... kiedyś był o to WIELKI wyrzut, że nie romawiamy "normalnie"... A wszystko to na stopniu KOLEŻEŃSTWA-KUMPELOSTWA...
Już trzeci dzień piszę list... A właściwie LIEST, jak to ludzie na wschodzie zaciągajo se ładnie tak. Męczę się przytem cholernie, jest już ponad 10 stron, a dla mnie to wciąż mało! I mało... i mało... Żadnej konkretnej treści, same bezsensy, ale to są właśnie moje listy - kolorowe, długie i bez sensu :D Nadal także czekam na list, który to został zwrócony do nadawcy -do sanatorium- gdzie już nie ma tego nadawcy, więc list będzie szedł do prawidłowego miejsca zamieszkania nadawcy, a później znowusz do mnie, co zajmnie - miejmy nadzieję, że tak mało - koło miesiąca :P Trza czekać...
Coś to ja miała napisać i zapomniała, więc nie uniknione jest to, że tego nie napiszę...